Sztuka jest kapitałem

Drukuj E-mail

Z okazji 85 rocznicy urodzin Hieronima Skurpskiego 29 października 1999 r. zorganizowana została wystawa rysunków w Ratuszu w Działdowie. Była to pierwsza obecność tego twórcy na ziemi swego dzieciństwa i młodości, gdyż urodził się w Skurpiu koło Działdowa. Początki bywają trudne, za pierwszą wystawą mogą pójść następne, w końcu jego malarstwo i rysunek mają coraz większe wzięcie nie tylko w regionie mazurskim, ale także w kraju i za granicą. Z wystaw, które były zorganizowane w Lublinie, Olsztynie, Nidzicy, Ciechanowie, Leningradzie, Berlinie, Gelsenkirchen, zbierał pozytywne recenzje, otrzymał wiele prestiżowych nagród i wyróżnień. Wciąż cieszy się dobrym zdrowiem, dużo maluje i rysuje, aktywnie uczestniczy też w życiu społecznym.

Zabierając głos na wernisażu artysta odniósł się żartobliwie do wyrażenia znajdującego się na zaproszeniu, że sztuka jest kapitałem. Powiedział, że gdyby to zdanie było prawdziwe, powinien być kapitalistą, mieć pieniędzy w bród, zagraniczny samochód, żyć na wielką stopę, a on tymczasem ma chroniczne suchoty w kieszeni, płótno, kompletne zaćmienie, pustki, jak wymiótł. Jubilat tryskał więc pogodą ducha, dobrym zdrowiem, a kolejne sentencje przypominały, że jeżeli komuś chce się żartować, ten już nie myśli chorować, a kto z kim żartuje, ten go za równego sobie poczytuje, ponadto dobry żart tynfa wart. Wiadomo też, że od żartów do prawdy niedaleka droga, że za żartem często prawda stoi. Władze miasta, także delegacja rodzinnej wsi Skurpie nie szczędziły Jubilatowi pochwał, życzyły mu 200 lat życia.

Hieronim Skurpski utrzymywał bliskie kontakty z dyrektorem Państwowego Seminarium Nauczycielskiego w Działdowie Józefem Biedrawą, był jego pupilem, korzystał nie tylko z materialnej pomocy, ale również z wielu przyjacielskich rad. Głównie dzięki niemu ukończył Państwową Szkołę Sztuk Zdobniczych i Przemysłu Artystycznego w Krakowie. W 1937 r. rozpoczął studia w Akademii Sztuk Pięknych w Warszawie, gdyż otrzymał stypendium od działdowskiego Związku Mazurów. Jako student drugiego roku tej uczelni wykonał polichromię kościoła w Burkacie oraz namalował zamówiony przez proboszcza tej świątyni obraz św. Jana. Praca została wysoko oceniona. Jego uzdolnienia najwcześniej zauważył dyrektor Biedrawa, zaskarbił sobie jego niemal dozgonną sympatię. Utrzymywał również bliskie kontakty z działaczami mazurskimi m.in. Bohdanem Wilamowskim, Jerzym Burskim, Karolem Małłkiem. Spotykali się także z sobą w latach 1939-1945. Poszli też na pewien kompromis z komunistami przebywając w Lublinie w 1945 r., dlatego już w marcu tamtego roku znaleźli się w Olsztynie i przystąpili do ratowania tego, co w tamtych warunkach było możliwe do uratowania. Tworzyli więc w warunkach sowieckiej okupacji polskie szkoły, instytucje kulturalne, samorząd powiatowy i wojewódzki itp. Hieronim Skurpski był na pewno jednym z wielu zasłużonych dla regionu mazurskiego „działdowiaków". Dzięki ich odwadze, zrozumieniu znaczenia sprawy mazurskiej dla narodu, zaangażowaniu tysięcy ludzi tempo odbudowy, zasiedlania, zagospodarowywania wyjątkowo doświadczonego przez wojnę województwa było nadzwyczaj szybkie. Odbudowa i związanie ziem północnych i zachodnich z resztą kraju pozostanie na pewno jednym z największych osiągnięć naszego narodu w latach powojennych. Tysiące ludzi nie obraziło się wówczas na historię, aliantów, na zbrodniczy układ Ribbentrop - Mołotow, Jałtę, tylko przystąpiło do odbudowy zniszczonego kraju, nawiązując w ten sposób do idei organicznej, którą ćwiczyliśmy wcześniej po klęsce Powstania Styczniowego.

Hieronim Skurpski był więc jednym z odważnych i operatywnych uczestników tamtej zapobiegliwości. Trudno było na niej zrobić kokosy. Zyskał jednak coś więcej niż majętność. Dla podobnych osobowości sława i powszechny szacunek mają największą wartość. Urodził się 17 października 1914r. w rodzinie mazurskiej w Skurpiu. Był synem Karola Schmidta i Augusty z domu Semrau. Po ukończniu Państwowej Szkoły Sztuk Zdobniczych i Przemysłu Artystycznego w Krakowie rozpoczął w 1937r. studia w warszawskiej Akademii Sztuk Pięknych, które dokończył w 1950r., wskutek przerwy spowodowanej wojną. W dwudziestoleciu międzywojennym był członkiem Związku Mazurów w Działdowie, pisywał opowieści mazurskie do redagowanego przez Emilię Biedrawinę - Sukertową "Kalendarza dla Mazurów". Wyszły one drukiem w 1994r. w tomie "Zauroczenia". Po 1945r. współtworzył też Instytut Mazurski, był bowiem przez lata redaktorem działu informacji naukowej, kierował także sekcją zajmującą się kulturą i sztuką w "Komunikatach Warmińsko - Mazurskich", 20 lat dyrektorował powołanemu przez siebie do życia muzeum, był współzałożycielem Stowarzyszenia Społeczno - Kulturalnego "Pojezierze", jego prezesem w latach 1956-1959, prezesem Zarządu Okręgu ZPAP (1945-1967), współorganizatorem i członkiem honorowym Ośrodka Badań Naukowych im. Wojciecha Kętrzyńskiego w Olsztynie, członkiem redakcji czasopisma „Warmia i Mazury", dyrektorem Biura Wystaw Artystycznych w Olsztynie, wieloletnim radnym Wojewódzkiej Rady Narodowej. Równocześnie bardzo intensywnie tworzył liczne obrazy, rysunki, gwasze, zyskując coraz większy rozgłos i powszechny szacunek.

O właściwościach jego talentu pisało wielu krytyków sztuki, on sam powiedział o sobie: "Forma nade wszystko. Oto świadomie podjęte sformułowanie realizacyjne. Forma prosta, nawet monumentalna, a oprócz tego kolor i kolor, również prosty, przejrzysty, a więc i zaskakujące zestawienia, a ponadto nastrój, poetycki nastrój, żywy i ruchliwy, dający ten duchowy wyraz, gdzie autor uzewnętrznia swą mądrość, gdzie kontaktuje się ze swym bliźnim". Napisał też, że "sztuka wymaga odejścia od realistycznego oglądu. Wymaga w dodatku fantazji", a o bliskich swej sztuce zauroczeniach wyraził się następująco: „Artyści przeszłości (Van Gogh, Renoir, Corrot i inni) dzięki swej naturalności i świeżości kuszą oko i z rozkoszą zatrzymuję się, aby sycić się strzępkami życia, jakie tutaj zostało uchwycone". Poznając malarstwo polskie i europejskie, w szczególności przełomu XIX i XX wieku, szukał własnej drogi. „Będąc w Krakowie, fascynował się Wyspiańskim, Witkacym i Malczewskim. W Akademii poznał malarstwo Jacka Mierzejewskiego. Bacznie śledził osiągnięcia awangardy, fascynował się Cezanem, poznał wczesnego Picassa, a czasie pobytu w Danii urzekł go surrealizm Dalego. Świadomie wykorzystuje odkrycia awangardy - deformuje, sprowadza do geometrycznych kombinacji poszczególne elementy, odrealnia istniejącą rzeczywistość przez formę i kolor" (Krystyna Koziełło - Poklewska).Oprócz malarstwa odcisnął swe indywidualne piętno w rysunku i grafice, artystycznej i użytkowej, która zdobiła kilka publikacji.

Głównym tematem prezentowanych na działdowskim wernisażu rysunków jest kobieta. Jej sylwetkę artysta ukazał przeważnie w ruchu, w rytmie tańca, w drodze, w biegu, w uścisku miłosnym, a więc dynamicznie. Za pomocą kilku kresek obrazował dziewczyny jak malowane, takie, że człowiek by je łyżkami jadł, giętkie jak trzcina, powabne, ponętne, urokliwe. Twórcy udało się zatem za pomocą oszczędnych środków wyrazu wykonać rysunki plastyczne, zmysłowe, ale subtelne, zrobił to z maestrią i dobrym smakiem, dlatego urzekały prostotą i wdziękiem, przeto małe może być istotnie piękne. Jubilat przedstawiał niewiastę w kwiecie wieku, takich rysunków było najwięcej, a wiadomo przecież, że i diabeł był ładny, jak był młody. Inne powiedzenia przestrzegają nawet przed kobietami z piekła rodem, gdyż w nich ponoć diabeł mieszka. Takie jak zechcą, to i samemu kusemu dadzą radę, mogą mu łeb urwać, zdarzają się nawet gorsze od samego Lucyfera, dlatego, jak mówią, z babą i diabłem lepiej nie zaczynać, także Jubilatowi psy na buty by się zdały, co innego białogłowy młode i ładne, jak lilie czy róże, które od stuleci fascynują twórców wszystkich rodzajów sztuki.
Jubilat powiedział nawet, że "niektórzy oglądający moje obrazy spostrzegają taki element jak bucik damski. Uważam, że przy mnóstwie kobiet, jakie ja rysuję i maluję, mnie się wydaje, że ważnym elementem jest bucik, który jest sprzężony z osobą i tę kobiecość jakoś wyraża i to jest moje odkrycie". Istotnie wśród rysunków były dziewczyny do pewnego stopnia roznegliżowane, ale w szpileczkach czy czółenkach i pasowały one jak ulał do przedstawianej postaci. Jedno z powiedzeń pantofelek nazywa bronią kobiecą, inne konstatują, że każdy dureń przy kobiecie, a kobieta bez zalotności, to kwiat bez woni, i że ogień pali z bliska, piękna kobieta z daleka i z bliska.

Twórca urokliwych rysunków wspomniał podobno w prywatnej rozmowie o teczce pełnej rysunków kobiet, które ze względów obyczajowych nie mogły ujrzeć światła dziennego. Ceniony przez Hieronima Skurpskiego Stefan Żeromski skarżył się również w „Dziennikach" i „Przedwiośniu", że opisując Laurę „dar niebios", inne przeurocze kobiety musiał z podobnych powodów „zdrową, tryskającą życiem treść zamknąć na klucz". Zapewne także dlatego na opisywanej wystawie nie znalazł się ani jeden rysunek zawierający „tryskające życiem treści".

Przy pomocy przytoczonych przysłów próbowałem przedstawić bardzo miły nastrój, jaki powstał w czasie opisywanego wernisażu. Jego twórca czuł się zatem znakomicie, jak u siebie w domu, znalazł się zresztą niedaleko rodzinnej strzechy, jej atmosferę przypomniała mu delegacja mieszkańców Skurpia. Podziwialiśmy też skromność mistrza, traktowaliśmy go również jak kogoś bardzo bliskiego, na pożegnanie wszyscy obecni zaśpiewali mu 200 lat. O pieniądzach nie było mowy, bo od dawien dawna zdarzało się, że kto żyje poczciwie na świecie, ten nie ma koszuli na grzbiecie, że nierychło mieszek utyje, który sprawiedliwie żyje. Pocieszające dla wybitnych twórców są sentencje mówiące, że nie sztuka żyć, ale sztuką jest dobrze żyć, że nie ten żył długo, kto wiek przeżył długi, lecz kto życie wielkimi ozdobił zasługi.