wtorek, kwiecień 30, 2024

Zapowiadający się artysta

Drukuj E-mail

Wojciech Cieśniewski jest absolwentem trzech znanych w Polsce szkół: Liceum Ogólnokształcącego w Działdowie, Wyższej Szkoły Pedagogicznej w Olsztynie i Akademii Sztuk Pięknych w Warszawie. Dzięki uzdolnieniom, ogromnej pracowitości i konsekwencji w dążeniu do celu idzie jak burza od sukcesu do sukcesu. W stosunkowo krótkim czasie zdobył doktorat, obronił pracę habilitacyjną, jest profesorem ASP w Warszawie. Wykonał też blisko 8 tys. obrazów, rysunków i gwaszy. Jest pierwszym w historii LO nauczycielem akademickim na uczelni artystycznej. A tak niedawno, bo w 1992 r. prezentował swoje juwenilia na wystawie zorganizowanej w macierzystej szkole, będąc wówczas asystentem w ASP w Warszawie. W międzyczasie miał wystawy indywidualne w Ciechanowie, Łodzi, Olsztynie, Warszawie i Krakowie, brał udział w wielu wystawach zbiorowych, m.in. w Poznaniu, Paryżu, Düsseldorfie, Frybourgu, Brukseli i Luksemburgu.

 W Działdowie zorganizował kilka wystaw indywidualnych i zbiorowych, współtworzył pracownię malarską „Młyn” w obiekcie otrzymanym od władz miasta. Młyn nad strumykiem stał się wizytówką Działdowa. Organizowano w nim wystawy miejscowych twórców, studentów ASP i naturalnie absolwenta wspomnianych szkół. Obiekt ten funkcjonował przez 7 lat, znalazł się jednak spadkobierca i mające duże znaczenie dla mieszkańców przedsięwzięcie diabli wzięli. Wielka szkoda, że nie znaleziono innego budynku, w którym można byłoby kontynuować tę pożyteczną dla miasta i powiatu działalność.

Wojciech Cieśniewski

Nasz przesympatyczny absolwent zmierza konsekwentnie do celu. Postawił sobie poprzeczkę bardzo wysoko, ale talent i pracowitość czynią cuda. Sława z uzdolnień i potu płynie. Dla wielu twórców była droższa niż żywot, niż bogaty strój, niż bogactwo. Mikołaj Rej napisał, że pieniądze, skarby, dobre mienie mijają, tylko sława poczciwa nigdy nie ginie. Jan Kochanowski zachęcał również do starania się o dobre imię, renomę, wieczną pamięć, ale także do służenia tą drogą ojczyźnie, stąd słowa :

„Służmy poczciwej sławie, a jako kto może,
Niech ku pożytku dobra wspólnego pomoże.”

Samo dążenie do osiągnięcia podobnego celu daje ludziom pragnącym służyć ojczyźnie pracą i talentem zadowolenie, ale wzniesienie się w tym dążeniu na najwyższy szczyt stanowi największe szczęście.
Wojciech Cieśniewski pokonał już wiele przeszkód i wydaje się, że zdobycie tego największego dla każdego twórcy szczęścia pozostaje w zasięgu jego ręki.

Warto przyjrzeć się tej drodze, którą ma już za sobą., choćby po to, by go podziwiać. W czasie wspomnianej wystawy szkolnej w 1992 r. stawiał przed sobą wiele pytań, na które nie umiał jeszcze odpowiedzieć, miał wówczas liczne wątpliwości. Pytał więc: „jeśli chcę służyć ludziom, to czy koniecznie muszę przedstawiać postać człowieka? Czy obraz zawsze musi opowiadać o czymś, zawierać jakąś treść?, Czy poprzez formę mogę uzyskać treść obrazu?, Jak malować, by zachować swoje ja, nie przestać być sobą?” Te i inne pytania pokazują typowy dramat artysty, który poszukuje dróg prowadzących do celu. Usiłuje ponadto znaleźć sposób na przedstawienie siebie maksymalnie najprościej za pomocą naturalnie koloru, światła, formy i znaku. Powiedział też nieco później: „Moim celem jest zbudowanie obrazu, który byłby nowym elementem natury;- który wnosiłby swoją propozycję form i logikę ich współistnienia, określoną językiem malarstwa, niezależnie od rozwiązań, jakie proponuje natura”. Po kilku kolejnych latach ćwiczeń, przemyśleń, zdobywania doświadczeń znacznie pogłębił cytowaną wypowiedź stanowiąca credo jego malarstwa.

Poszedł istotnie tym tropem, który okazał się dla jego talentu najwłaściwszy, zrezygnował całkowicie z odtwarzania rzeczywistości na rzecz jej interpretacji, tworzenia językiem malarstwa nowej natury, ubogacana jej swoją wrażliwością, przemyśleniami i pracowitością. Musiał też znaleźć własną drogę, by nie wyważać otwartych drzwi. W wielkiej sztuce cudzymi skrzydłami daleko polecieć nie można. W trakcie owych poszukiwań, odnoszących się zarówno do treści, jak i formy doszedł do wniosku, że „najwięksi malarze zawsze dążyli do malarskiego określenia nowej natury, wzbogacając ją źródłem własnych doznań, inspiracji i refleksji”.

Znalezienie artystycznie przekonywującego sposobu na przedstawienie siebie, także znalezienie własnych skrzydeł, ułatwiły przemiłemu malarzowi podróże po Europie. Zwiedzał wiele razy największe muzea włoskie, francuskie, hiszpańskie, holenderskie i inne, poznawał dzieła wielkich mistrzów także po to, by szukać w historii sztuki miejsca dla siebie. Jest tam mnóstwo nazwisk i miejsce jedynie dla największych. Poznawanie innych, szczególnie wielkich twórców, stanowiło istotnie dla niego „kryterium do porównania i oceny własnej propozycji na malarskiej drodze”, przeto „dzieła wielkich mistrzów oraz natura stanowią punkt odniesienia dla porównania i oceny własnych myśli”.

Studiując, a później pracując w ASP w Warszawie młody artysta znalazł się w kręgu oddziaływania wybitnych przedstawicieli malarstwa abstrakcyjnego, kolorystów, kapistów, jak Rajmund Ziemski i jego nauczyciele- Artur Nacht- Samborski, Jan Cybis i inni. Bliscy jego osobowości artystycznej malarze tworzyli dzieła „na skrzyżowaniu dróg rozumu i emocji”, kolorystyczne, ekspresyjne, ale zawierające również pozytywne sugestie adresowane do zagubionego w chaosie codzienności odbiorcy. Wojciech Cieśniewski jest zauroczony koloryzmem, informelem, ale idzie własną drogą, przedstawia własne emocje, przemyślenia, nawet kolory, którymi pragnie uwrażliwiać odbiorcę na piękno i dobro. Nawet w obrazach utrzymanych w ciemnej tonacji, ciemne kolory z natury rzeczy współtworzą królestwo szatana, widoczne bywa światło w tunelu. Uwagę tę odnieść można również do obrazów opartych na motywach biblijnych.

Na ostatniej wystawie, która miała miejsce w CKU w Działdowie we wrześniu 2004 r. nie uszły uwagi zwiedzających trzy jego obrazy o tej tematyce m.in.: Pocałunek Judasza, Męczeństwo św. Mateusza i Ukrzyżowanie św. Piotra. Ich twórca przy pomocy kontrastów światła i cienia, bieli i czerni, bieli i czerwieni pokazał zdradę, wiarołomstwo spowodowane tchórzostwem; cierpienie, męczeństwo za wiarę, ukrzyżowanie, upadek moralny człowieka, ale w obrazach tych przedstawił również dążenie do świętości, wznoszenie się na przekór trudnościom. Dźwiganie się człowieka z dna upadku w warunkach ekstremalnych jest wartością krzepiącą, budzi wiarę w możliwości człowieka. Zatem jak w utworach Alberta Camusa w człowieku więcej zasługuje na pochwałę niż na potępienie, więcej jest ludzi dobrych niż złych.

O malarstwie Wojciecha Cieśniewskiego pisało wielu znawców przedmiotu. Ciekawe spostrzeżenia zawarte są w wypowiedzi Juliusza Narzyńskiego, profesora Państwowej Wyższej Szkoły Sztuk Plastycznych w Łodzi, który stwierdził m.in., że nasz absolwent „chce zbudować obraz, który byłby nowym elementem natury”, że „inspiracje czerpie z natury, ale wspiera ja autorefleksją i uporczywym dociekaniem istoty tworzenia”, że „Cieśniewski jest malarzem obdarzonym prawdziwym talentem, w pełni dojrzałym, o wyraźnie ukształtowanym obliczu artystycznym”. Prof. dr Przemysław Trzeciak z ASP w Warszawie napisał z kolei, że jego malarstwo „nie jest przepajaniem siebie, ale świata- sobą. Kontakt z zewnętrznością nie jest szukaniem, lecz zamykaniem wybranych inspiracji we własnej, bardzo sugestywnej formie”.

Przytoczone opinie pokazują drogę, którą nasz absolwent już przebył jako twórca i pedagog, zwróciłem rzecz jasna uwagę na niektóre tylko dokonania i niektóre cechy osobowości twórczej oraz na realizacją sformułowanego na początku tej drogi credo: „ Trzeba być pazernym na sztukę, zawziętym, zaciętym, trzeba chcieć i lubić malowanie”. Wspomniane opinie pokazują również, ile człowiek może, jeśli zechce, jeśli ma talent i dwie ręce, lewą i prawą, leworęczni zawsze byli bez szans, sława bowiem mieszka na niedostępnych szczytach i równocześnie od dawien dawna od piecuchów boczy, czyli nie w miękkim pierzu ma mieszkanie.

Z życia szkoły 1993 r.