wtorek, kwiecień 30, 2024

O Żeromskim nieco inaczej

Drukuj E-mail

Przy okazji zjazdu absolwentów LO w 2007 r. odbyła się sesja popularnonaukowa poświęcona życiu i twórczości Stefana Żeromskiego, patrona szkoły. Biorąc w niej udział, mogłem uzupełnić jego biografię o treści, które, gdy byli przed laty w klasie trzeciej, nie mogły być im przekazane. Miałem też okazję z 350 absolwentami, którzy przybyli ma zjazd, odbyć wycieczkę przez życie do przepięknej krainy dzieciństwa i młodości, która daje człowiekowi wiele satysfakcji. Dla Żeromskiego jako pisarza miała też wyjątkowe znaczenie.

 Adam Mickiewicz napisał w Panu Tadeuszu:

Kraj lat dziecinnych! On zawsze zostanie
Święty i czysty jak pierwsze kochanie.

Dla Żeromskiego była to „ojczyzna duszy”. W liście do narzeczonej 21 maja 1892 r. napisał: „Pierwsze lata dzieciństwa spędzone na wsi wciskają w człowieka na zawsze szczególne, niezmazane znamię: będzie kupcem, marynarzem (…), a jednak będzie zawsze członkiem, faktyczną, integralną, duchową częścią swej gminy i parafii, tych swoich Ciaciaków, Ciekot, Odpadków, Gawronek, Pod Górą, Za Drogą, tych części, łąk, pól, poręb i pastwisk swojego folwarku”. W liście do Józefa Saskiego tydzień przed śmiercią wrócił również wspomnieniem do tego wyjątkowo urokliwego okresu pisząc, że „taki ciarapara i schorzelec – jak ja obecny – jeździł niegdyś konno (wprawdzie ze zlatywaniem przez łeb narownej, kasztanowatej klaczy), że jadł, spał, biegał i chodził na dalekie spacery. Trudno – wszyscy tak chodzimy i biegamy do tego niejasnego celu: na cichym kędyś cmentarzysku”. W młodości kipiał więc zdrowiem, chodził z wiatrem w zawody, a teraz obcował „z innymi już światami”, z problematyką, wobec której chwieje się rozsądek(…) „nadchodzi zagłada samowiedzy”. Zmierzał więc „do tej doliny zatracenia”, której „głębie, mroki i okropność” powodowały smutne refleksje. Reminiscencje młodzieńcze mogą w związku z tym stanowić antidotum na liczne niedomagania trudnej jesieni życia. Pamięć dawnych przeżyć istotnie „prowadzi nas w znajome miejsca, wstrzymuje oddech i szepce: patrz, jakieś był szczęśliwy”.

Będąc w Szulmierzu koło Ciechanowa na pierwszej kondycji zarobkowej, jak się wówczas mówiło, napisał: „Kiedyś te nieocenione zabytki odzwierciedlę w powieści. Jeżeli opiszę salon w Szulmierzu – to opiszę salon w ogóle. Salon bowiem ma to do siebie, że jest wiecznie i niezmiennie – jeden i ten sam na całym bożym świecie”. Nadmienił też: „Czuję i rozumiem to doskonale, że wyrabiam w sobie obecnie zasady na całe życie(…) Wiem, że w czym się teraz utwierdzę, to zostanie ze mną na zawsze”. Tak się istotnie stało.
Najwidoczniej „Przedwiośnie” zbudował z wielu reminiscencji szulmierskich. Nawłoć składa się w całości z wielu obserwacji i przemyśleń tamtego czasu. Powojenna jest głównie tendencja obrazu. Rodowód głównych postaci „Przedwiośnia” jest również oparty na przeżyciach i obserwacjach młodzieńczych. Np. będąc w Szulmierzu, boleśnie odczuwał sieroctwo. Napisał: „miałem kiedyś dom, siwego, ukochanego ojca i dzieciństwo święte”. Wielokrotnie wspominał matkę: „Codziennie patrzeć muszę na miłość matek(…) chcę choć we śnie lub halucynacji uczuć dłoni matki mojej na czole i nigdy”. Sieroctwo jest przykrym uczuciem wielu ludzi, którzy stracili rodziców. On przeżywał je wyjątkowo boleśnie. Dał im wyraz w wielu utworach literackich, tworząc w szczególności wzruszające postacie matek.

W Szulmierzu, innych dworach ziemiańskich i Nawłoci przebywają podobne do siebie postacie, przede wszystkim korepetytor Cyprysińskich i Cezary zakochani w Helenie i Laurze, przeciwnicy ich miłości: Barwicki, Leon Radziszewski i inni. Żeromski już w okresie „Dzienników” zamierzał być pisarzem ukazującym miłość, dlatego poznawał z bliskiej odległości mnóstwo kobiet, dla dobra, jak pisał, literatury. Najwcześniej zwrócił uwagę Helenę, siostrę macochy, mężatkę, która okazała się miłością jego życia. Ją jedną kochał do grobowej deski. Dla niej była to również wielka miłość. „Dzienniki” zawierają mnóstwo opisów tej młodzieńczej miłości. Helena była więc dla kochanka „gwiazdą życia, gwiazdą wielką i tak świętą, że obok niej(…) żadne i nigdy światło błyszczeć nie może”. W innym miejscu napisał: „Straszne jest twoje serce, straszna jest twoja miłość dla mnie(…) Winienem ci wieczną miłość, wieczną wdzięczność, wieczną pamięć, wieczne uwielbienie(…) Świętość, sakrament widziałem w niej(…) Jakaż ona olbrzymia uczuciami, wzniosła, wysoka, wielmożna! Bezpowrotnie zakochałem się w Helenie”. Nazywał ją „boginią, bóstwem, świetlistą Atene, aniołem, archaniołem, gwiazdą”, a także „swoją wiarą, filozofią, poezją cnotą, przeszłością, przyszłością, nauką, pamięcią”. Dla Cezarego Laura była także „darem niebios”, „arcydziełem ziemi”, „pięknością najwyższą i najczystszą, jaką ziemia z łona swego wydała”. Pocałunki kochanków były w „Dziennikach” „długie jak wiek, bezmierne jak morze, szalone”, a w Przedwiośniu „bezdenne jak ta noc, pełne potęgi niewyczerpanej jak fuga koni niosących się w przestrzeń”. Obie kochanki były zgrabne, cudowne, miały szerokie biodra, piersi o artystycznej piękności , nogi sprężyste „jak ze stali” lub „jak pręt stalowy” , usta namiętne koloru dzikiej róży.

W opisie Heleny więcej jest motywów zmysłowych, w „Przedwiośniu” „w skutek nakazu przystojności publicznej” pisarz musiał wyrwać „najniezbędniejszą część swego pomysłu”, tę „zdrową, tryskającą życiem treść”, toteż w miłości Laury nie było nic „z rozpusty, a wszystko było z miłości. Nawet te sprawy miłości, które są wyuzdaną rozpustą, w niej były tylko miłością. Szaleństwo jej, zapomnienie się, zapamiętanie i wszystek obłęd miłosny był zupełny.” Helenę kochał też za tę „niewypowiedzianą dobroć”, również Laura „poczytywała się niejako za opiekunkę tego młokosa. Dawała mu przezorne rady i wskazówki dobrotliwe.”

Po opisanych w obu utworach skandalach z udziałem Leona i Barwickiego kochanek „Dzienników” napisał: „bezpowrotnie zakochałem się w Helenie. Któż by uwierzył (…) Po trzech latach miłości zakochać się idealnie.” Cezary w podobnej sytuacji przypomniał sobie kiedy to „każde usta po dwa języki rozkoszy mieściły w sobie i czuł wszystkimi naraz zmysłami, obłędem rozumu i męką duszy, że ją na zawsze utracił.” Obu rywalom dał Żeromski pić i popalić , nazywając pierwszego gburem, fajfrem, kiełbiem, idiotą, nędznym, podłym tchórzem, a drugiego bykiem z wąsami, idiotą, hyclem, suchoustkiem, bęcwałem, grubasem.

Wzruszające są opisy tęsknoty do ukochanej w czasie jej nieobecności: „ach, gdybym mógł usnąć i zobaczyć cię we śnie – zanotował bohater dzienników – gdybym mógł jedno słowo zamienić z tobą! Wolno mi tylko nieustannie chodzić myślami za tobą, jak wiatr tułać się u stóp twoich, jak szmer miłosnych słów dzwonić ci w uchu, jak zapach całować cię w usta. Wolno mi wyciągać do ciebie ramiona i całą siłą młodości pożądać cię.” W innym miejscu dopisał: „staram się zapomnieć (…), chcę zadusić rękami myśl o niej – i nie mogę. Widzę ją, słyszę ją , dotykam jej rąk, całuję jej usta ciągle – pomimo że jest nieobecną.” Cezary z kolei mówił Laurze: „nieraz z tęsknoty prosiłem cię żebyś przyszła do mnie przez sen”. Wówczas „chodził z miejsca na miejsce, wyglądał w pola (…) Czasami wydawało mu się, że wszystko, co przeżył, to był sen zmysłowy i nic więcej.” Jednak „utęsknienie, nerwowe wyczekiwanie, niemieszczenie się w skórze, pragnienie jej widoku, przyzywanie jej wszystkimi siłami duszy i każdą kroplą krwi (…) realizowało jej osobę fizyczną.”
Erotyzm „Dzienników” został w „Przedwiośniu” złagodzony, wysublimowany, stąd być może, że wcześniejsze doświadczenia pozwoliły Cezaremu śpiewać o miłości w najwyższej tonacji: „ciebie jedną kocham na tej ziemi. Ciebie kocham do szaleństwa (…) Myślałem o tobie dniami i nocami. Wszędzie, zawsze: w prosektorium, w ciągu pracy (…), na ulicy, w domu przy muzyce, w knajpie, w teatrze (…) Stałaś przy mnie. Czułem cię tuż, tuż za ramionami, czułem twój zapach, czułem cię w sobie, w mej krwi, w swoich piersiach, w żyłach” Z podanych przykładów wynika, że Żeromski pod koniec życia powrócił do swej wielkiej miłości.

Opisany w „Dziennikach” romans trwał 5 lat. Okazało się, że była to ich wielka miłość. Taka miłość z miłości się rodzi. Inne przysłowia mówią, że taka miłość nie wietrzeje, nie umiera, nie rdzewieje i w sto lat znowu roztleje, wciąż jak hubka w sercu tleje, jak żmija dręczy człowieka i zabija, ale równocześnie bywa wielką i ostatnią szczęścia godziną. Jak mówi pieśń ludowa, gdy się w kogo wlepi, wówczas i rozum odejmie, i oczy zaślepi. Podobnej miłości nawet śmierć nie może rozdzielić, stąd ciężkie miłości sadzele (rana), nie może jej żadne zleczyć ziele, przeto uczuciem tym serce zranione, jedynie nim ma być uleczone, czyli ogień może leczyć ogień, truciznę trucizna. Opis największej miłości „Dzienników” i „Przedwiośnia” potwierdza trafność wielu podobnych powiedzeń. Taka miłość ma naturę duchową, trwa do końca życia. Erich Fromm nazwał ją wielką.

Helena przeżyła pisarza. Na jego pogrzebie miało miejsce następujące zdarzenie. Mianowicie, gdy kondukt żałobny szedł z Zamku Królewskiego w Warszawie na Cmentarz Ewangelicki na Wolę, pojawiła się stara kobieta, w niemodnym płaszczu i zniszczonym kapeluszu, która szlochając, biegała wokół trumny. Chciała być blisko niej. Sprawiała wrażenie pomylonej. Nikt jej nie przeszkadzał w tej bieganinie. Bliscy i znajomi pisarza wiedzieli, że była to Helena. Oboje poznali więc i przeżyli tę jedyną, wielką i dozgonną miłość ich życia. Zdaniem Ericha Fromma wielką miłość spotyka się nie tylko w literaturze, ale także w życiu. Jego zdaniem dzięki niej „człowiek przezwycięża uczucie izolacji i osamotnienia, pozostając przy tym sobą, zachowując swoją integralność. W miłości urzeczywistnia się paradoks, że dwie istoty stają się jedną, pozostając mimo to dwiema istotami”. W sumie bez miłości można żyć, nie jest ona bowiem potrawą, ale przyprawą ludzkiego istnienia, ale co bez niej za życie, jest ono wtedy w najlepszym wypadku kagankiem bez oliwy, świecą bez knota. Kolejne przysłowia mówią, że choć czasem miłości dogryzą do kości, to jednak godzina szczęścia bywa lepsza niż wiek pustego żywota.

Gdy obecni absolwenci byli w klasie trzeciej, dowiadywali się, że Żeromski był wielkim pisarzem, sumieniem narodu, kawalerem Orderu Polonia Restituta, że za zasługi dla Polski otrzymał mieszkanie w Zamku Królewskim w Warszawie itp. Mogli też zapamiętać z jego utworów kobiety – matki i kobiety – Polki, bo ich portrety były na lekcjach omawiane, natomiast o kobietach, które poznawał z bliskiej odległości „dla dobra literatury” nie można było pisnąć słowem ze względów obyczajowych. Zbudowanie pełnego portretu patrona szkoły utrudniał też wiek młodzieży. Zjazd absolwentów umożliwia naprawienie wielu podobnych mankamentów, które nie umniejszają wielkości pisarza, który chciał opisywać miłość, trzymając się realnej rzeczywistości, dlatego właśnie dla dobra literatury poddawał je dokładnemu badaniu. Był przystojny, także dlatego nie miał trudności ze znalezieniem kobiet pozwalających na sondowanie, branie pod lupę, wgryzanie się, maglowaie, smakowanie, obmacywanie, zgłębianie, dociekanie, wchodzenie w szczegóły. Choćby z podanych powodów nie mogłem przekonywać uczniów klasy trzeciej, że „tylko głupcy widzą w nagościach Odrodzenia – drastyczność. Ciało kobiece nie jest już pięknością, ale szczytem artyzmu. Opisać je czy namalować – znaczy wedrzeć się na niedostępny Ararat”. Patron szkoły od wczesnej młodości próbował poznać je możliwie najdokładniej, by później móc je opisać.

W Łysowie obserwował także z bliskiej odległości dwie kolejne kochanki: Anielę i Natalię. Tę pierwszą z sióstr dość brutalnie porzucił dla drugiej. Poznał przy okazji skalę nienawiści. Napisał, będąc w Łysowie: „Za wszystko odpłacam jej uśmiechem politowania. Rozumiem aż nadto dobrze stan jej duszy, widzę, jak jest bladą, wzburzoną, zmęczoną, rozgoryczoną, ale ja nie mniej znoszę”. W innym miejscu stwierdził bardziej drastycznie, pisząc, że „tylko człowiek moralnie chory może popełniać tego rodzaju kazirodztwa duchowe: zbałamucić dla samej przyjemności bałamucenia, zrujnować kobietę, sprowadzić do stóp swoich – i nie być w stanie nawet śmiać się z tej hecy, lecz czuć gorzką boleść, współczuć jej, a nie być w możności ofiarowania jej jednego ciepłego pocałunku”. Obserwując jej dramat, podkreślił też, że „chce w ranę włożyć sondę, zobaczyć, jak jest głęboką, zobaczyć, że jest nieuleczalną, rozszerzyć ją i – nie leczyć”. Podobne doświadczenia wykorzystał m.in. do zbudowania postaci Karoliny i Laury w „Przedwiośniu”. Te i inne kobiety próbował odtworzyć zgodnie z zasadami prawdy artystycznej.

„Z Życia Szkoły” 2007