Młyn nad strumykiem

Drukuj

mlyn

Na uroczystość otwarcia zaproszono głównie potencjalnych sponsorów, gdyż obiekt jest wciąż urządzany, wymaga dalszych nakładów finansowych. Potrzeby są duże, gdzyż obiekt był przez lata zaniedbany, troszczono się oniego jak o stary pantofel, o śledzia na WIelkanoc albo jak o kożuch w lecie.

Obaj użytkownicy dwu górnych kondygnacji budynku dużo już zrobili, włożyli ogromną pracę, inwencję, zapał, konsekwencję w dążeniu do celu, od kilku miesięcy tonęli w robocie, harowali piątek i świątek, praca wrzała po prostu jak w młynie, Należy podziwiać ich za to, co dotąd zrobili. Jest to nawet zgodne z przysłowiem, że młynarz niumączony - rzadka rzecz.Byli istotnie w trakcie owej pracy umorusani jak nieboskie stworzenia, ale efekt wysiłku jest już widoczny. Wiaodmo, że bez pracy nie ma kołączy, same gołąbki nie wpadną do gąbki. Obaj kierowali się zapewne popularnymi sentencjami mówiącymi, że najlepsza pomoc to samopomoc, że pomóż sam sobie, a Bóg ci dopomoże. Jednak z wielu rąk większa pomoc, a sami, choćby mieli i stanąć na głowie nie dadzą rady dokończyć zaczętej rekonstrukcji. Inne przysłowia związane z młynem mówią, że tyle młyn miele, ile do niego przywiozą i póty młyn miele, póki wody staje. Obiekt jest zabytkowy, stąd koszty modernizacji są dużo większe, a u obu zapaleńców wiatr hula w kieszeniach. Korzystne dla nich powiedzenia mówią, że Pan Bóg się takim brzydzi, kto się brzydkiego wstydzi, nie należy przeto patrzeć na płaszcz ubogi, bo może w nim być rozum drogi i wreszcie, że kto kocha bliźniego szczyptą, tego Bóg całą ręką. Przysłowia zapwierają też mądrą myśl, że bez pomocy drugich trudno jest życ na świecie, a zawsze tak było, że siła pomaga, kto prędko pomaga.Wojciech Cieśniewski, Andrzej Walasek, starosta działdowski Marian Janicki (w środku) na wystawie w Młynie;

Gdyby udało się wspólnym wysiłkiem doprowadzić ów obiekt do przyzwoitego stanu, społeczny pżytek byłby duży. Myślę, że Akademia Sztuk Pięknych w Warszawie, w której Wojtek Cieśniewski pracuje, mogłaby także wesprzeć finansowo tę interesującą przecież inicjatywę. Młyn nad strumykiem mógłby stać się bazą materialną dla wakacyjnych czy śródrocznych plenerowych, innych zamierzeń. Dla miasta z kolei podobna współpraca z uczelnią byłaby także korzystna. Mamy dość liczną grupę malarzy nieprofesjonalnych, którzy z różnych powodów nie moli studiować malarstwa, a mają talent i zapał. Dzięki pomocy AKademii mogliby pogłębić swą wiedzę. Opiekuje się nimi Wydział Kultury Urzędu Wojewódzkiego w Ciechanowie, któremu jak sądze podobna współpraca byłaby także na rękę. Wspólnym wysiłkiem dla szeszego kręgu zainteresowanych można by było organizować warsztaty malarskie, plenery, nawet prelekcje, wykłady, dyskusje, pożytek byłby niewątpliwy. Nikt nie jest w stanie zaprzeczyć, że podobny wysiłek może zaowocować powstaniem obrazów na miarę Młyna w Ealette Renoira czy Młyna w Durstrede Jacoba van Ruysdaela, że nie powstanie instytucja zbliżona popularnością lub większa niż paryski Moulin - Rouge, czyli Czerwony Młyn. Dobrze, że używa się u nas nazwy w brzmieniu fancuskim, gdyż czerwony kolor źle nam się ostatnio kojarzy, obiekt może być różowy, niebieski, nawet diabelski, byle nie pachniał kolumunizmem. Paryski Moulin - Rouge stał się sławny za sprawą malarza Henri de Toulouse - Lautreca, a także dzięki kankanowi, który zyskał światowy rozgłos, a po raz pierwszy zatańczono go właśnie w tym Młynie nad Sekwaną. Użytkownicy naszego Młyna nad strumykiem są także malarzami, interesują się również i tańcem, są ponadto młodzi, mają talent, będą zatem w stanie zrobić coś może nawet bardziej wystrzałowego, dzięki czemu mało dzisiaj znany światu obiekt zyska międzynarodową renomę, podobną lub większą niż Mulin - Rouge. Atmosfera starego młyna sprzyja na ogół pracy twórczej. Przysłowia związane z młynem mówią też o korzyściach materialnych towarzyszących pracy w młynie, dlatego slyszy się, że młynarska świnia, księża gospodyni i ekonomski bat - jednakowo dobrze się mają, że młynarska krowa, dziewka popowa i ekonomska kobyła nigdy głodna nie była. Jeśli dyrektorzy, burmistrzowie, kierownicy, prezesi różnych urzędów, firm, instytucji zechcą kupić z tej wystawy choćby kilkanaście oberazów, dodałoby to na pewno splendoru ich biurom czy kancelariom, a obaj malarze, którzy ledwie wiążą koniec z końcem, mieliby na farby, ktore są coraz droższe, byłby przeto wilk syty i owca cała, gdyby jeszcze obecni i nieobecni sponsorzy naszego terenu zechcieli pomóc przy rekonstrukcji i ratowaniu budynku przed zawaleniem (pękają ściany na drugim piętrze, zgniłe belki podtrzymujące dach wymagają natychmiastowej wymiany), mógłby powstać obiekt na wysoki połysk.

W trakcie ceremonii otwarcia Andrzej Walasek uśmiechał się pod sumiastym wąsem, drugi malarz nie ma wąsów, chociaż mówi się, że kto nie ma wąsów, ani brody - wygląda jak diabeł młody, patrzyłem dlatego na zadowolenie pana Andrzeja i nie dziwiłem się, gdyż dzięki decyzji władz miasta zyskał warunki do pogłębenia swoich uzdolnień. Wśród nieprofesjonalnych artystów naszego województwa jest on jedną z najciekawszych osobowości, ma zresztą znaczny dorobek, namalował ponad 200 obrazów olejnych, wiele gwaszy, akwarel, rysunków. Od lat wykonuje grafiki dla Tygodnika Ciechanowskiego, Działdowiaka, Panoramy Działdowskiej czy Rocznika. Od 1980 r. bierze udział w organizowanych przez WDK w Ciechanowie plenerach, warsztatach, interesujących wycieczkach do muzeów Hiszpanii czy Grecji. Doskonali w ten sposób swój warsztat twórczy. Miał już wystawy indywidualne w CIechanowie (1984), w Mławie (1990), Działdowie (1984, 1987), Lidzbarku Welskim (1995), a nawet w Roye we Francji (1988).

Przy okazji jednej z wystaw powiedział, że "ostatecznie, przedmiot, osoba są dla mnie inspiracją do stworzenia obrazu, ten zaś staje się nową jakością, cyli źródłem kolejnych poszukiwań artystycznych. Tworzenie obrazów to dla mnie niustanny proces zmierzający do uchwycenia zmienności pejzażu, natury, wszystkiego, co mnie otacza i interesuje". Warto byłoby pomyśleć o oddzielnej publikacji omawiającej właściwości tego malarstwa.

W sumie obaj użytkownicy Młyna nad strumykiem mają wiele interesujących pomysłów, czas pokaże, co uda im się zrealizować. Wiadomo, że nie od razu Kraków zbudowano, a ponadto, że młyny bogów mielą powoli, ale cienko. W przyszłości obiekt ten będzie mógł pełnić różne funkcje, być galerią, pracownią, miejscem wystaw, dyskusji, spotkań czyli znaczącym jak dobrze pójdzie punktem na mapie kulturalnej województwa, możłiwości są, a co się uda zrobić, w praniu się okaże. Póki co, życzymy obu zapaleńcom wielu sukcesów.

Panorama Działdowska Nr 4 (17) kwiecień 1997 r.