24 maja 2020

O nienawiści

Drukuj

Zbliża się 75 rocznica zakończenia II wojny światowej także procesu kilkudziesięciu hitlerowskich zbrodniarzy rodem z dna piekła, który został przeprowadzony w Norymberdze. Przeczytałem ostatnio wydaną niedawno książkę Joella E. Domsdale’a pt. „Psychologia zła. Ma ona podtytuł : Jak Hitler omamił umysły. Autor opisał w niej rozmowy psychologów i psychiatrów z osadzonymi w więzieniach i czekającymi na wyrok Międzynarodowego Trybunału Wojskowego odrażających zwyrodnialców, którzy organizując ludobójstwo, kierowali się wściekłą, mściwą, rasową nienawiścią.

 Nie brali pod uwagę przekonań, że nienawiść, której często towarzyszy pogarda, wszystko w złe obraca, cudzym złem nie chłodzi, choć jej to samej równie szkodzi. Znajduje jednak winę i do zemsty przyczynę, mimo że człowiek bez miłości jest jak kaganek bez oliwy, ale od miłości do nienawiści bywa jeden krok, dlatego także nawet małe zło wielkie dobro zepsuje.

Amerykański pisarz przedstawił sylwetki kilkunastu zbrodniarzy, takich między innymi jak Herman Göring, który był psychopatą, tchórzem, łgarzem, miernotą umysłową, patologicznym egoistą pozbawionym sumienia. Jednak paznokcie nawet w więzieniu miał pomalowane na czerwono. Inny Julius Streicher był pospolitym awanturnikiem, wcieleniem diabła, seksualnym, gruboskórnym erotomanem, wiele razy siedział w więzieniu, mimo to miał poczucie własnej wielkości, będąc pospolitym awanturnikiem. Z kolei Rudolf Hess cierpiał na schizofrenię paranoidalną, był histerykiem, w stosunku do Hitlera fanatycznie lojalnym, dlatego twierdził, że dyktator „wypełniał swą boską misję na rzecz losu Niemiec”. Robert Ley natomiast miał uszkodzony płat czołowy mózgu, który zdaniem psychiatrów „powstrzymuje większość ludzi od aktów przemocy”, był też alkoholikiem.

Zdaniem autora w otoczeniu Hitlera dużo było psychopatów, złoczyńców z uszkodzonymi mózgami, którzy nie odróżniali dobra od zła, nie mieli też poczucia winy ani wstydu, a mimo to pragnęli rozgłosu. Zaburzenia psychiczne mogły zatem powodować zło. Joell E. Domsdale podkreślił, że „w 1945 roku wszyscy dostrzegali, że reżim nazistowski był zafascynowany śmiercią i zabijaniem, pożogą i katowaniem ofiar – jak gdyby było to celem samym w sobie”.

Twórca wymienionej książki pominął jednak ocenę udziału w procesie norymberskim sędziów sowieckich. Jednym z nim był choćby Andrzej Wyszyński, główny oskarżyciel w procesach stalinowskich lat 1936-1939, generalny prokurator imperium sowieckiego, współtwórca mordów liczonych w milionach. Ponadto II wojnę światową rozpętały III Rzesza i ZSRR, podpisując 23 sierpnia 1939 r. układ Ribbentrop-Mołotow. Twórcy tego zbrodniczego porozumienia nie przewidzieli, że przyczynią się do ludobójstwa na nieznaną wcześniej skalę. Potępianie tego agresywnego w skutkach układu w 80 rocznicę jego powstania ma też moralny sens. Może odstraszać ze względu na skutki potencjalnych zbrodniarzy do tworzenia podobnych traktatów. Po efektach porównywanych zbrodni widać nawet gołym okiem, że łączenie ma więcej pozytywnych wartości niż dzielenie, dobro niż zło, pokojowe rozwiązywanie problemów niż agresja.

Jednak w 1939 r. dwaj agresywni sąsiedzi, Hitler i Stalin ze względu na zachłanność na cudze terytoria byli do siebie podobni jak diabeł do diabła, wrona do gapy, jak para butów z lewej nogi, a wiadomo, że podobni z podobnymi się parzą. Współdziałając ze sobą, rozpoczęli II wojnę światową, nie licząc się z konsekwencjami, doprowadzając do przeogromnych strat wielu narodów, dlatego prokuratorzy sowieccy nie mieli moralnego prawa sądzić w Norymberdze podobnych do siebie złoczyńców. Również ich systemy polityczne, jeśli różniły się, to głównie kolorem. Jeden był brunatny, a drugi czerwony. Stalin podzielał zresztą pogląd, że w „politice sientimentów niet”, że siła fizyczna jest ważniejsza niż prawo, dobro, zasady moralne, dlatego zdaniem Ignacego Matuszewskiego w stosunku do Polski „realizował scenariusz „targowicy” z 1792 r.: rozbiór, pozyskanie zwolenników nowego porządku w Polsce, podpisanie z nimi traktatu o przyjaźni i instalacja nowej władzy pod osłoną rosyjskich bagnetów”. Sowieci, by narzucić swe jarzmo, zamordowali 1,8 miliona obywateli polskich, Niemcy – ponad 6 milionów. Polska w 1939 r. miała 36 mln. obywateli, w 1946 r. – 24. Mieliśmy przeto do czynienia ze skutkami wywołanej przez obu najeźdźców wojny. Obaj agresorzy zamordowali też 37,5 procent przedstawicieli polskiej inteligencji. Ludzie Hitlera utworzyli również w Działdowie niemiecki obóz Soldau, przez który zdaniem Zygmunta Gertnera przeszło 50 tysięcy obywateli polskich, zamordowano natomiast 20 tysięcy. Na tym samym terenie Rosjanie urządzili w 1945 r. obóz NKWD, w którym przetrzymywali 10 tysięcy rodaków. Wszystkich wywieziono w głąb Rosji. W 1956 r. wróciły z tej gehenny 4 osoby.

Wydaje mi się, ze choćby z podanych okoliczności prokuratorzy sowieccy mający ręce ubabrane w ludzkiej krwi nie powinni brać udziału w sądzeniu podobnych do siebie złoczyńców. Jednak zwycięzcy nie liczyli się z moralnością, dlatego uczestniczyli w 430 publicznych sesjach Trybunału również sowieccy sędziowie, osądzając kilkudziesięciu zbrodniarzy niemieckich: 12 skazano na karę śmierci przez powieszenie, pozostałych na wieloletni pobyt w więzieniach. Wymienieni: Hitler, Göring, Hess czy Ley zdążyli popełnić samobójstwo, dlatego uniknęli powieszenia. Toteż, jak wynika z wielu przysłów, miłe bywają złego początki, lecz koniec żałosny, a każde złe ma swój koniec, ale, niestety, złe przychodzi prędko, a odchodzi powoli. Na szczęście złe się nigdy nie ukryje, a kto po cudze dobro sięga, swoje niezaradnie utraci.

Zdaniem autora omawianej książki „zło jest częścią natury każdego człowieka”, ale przypomniał też opinię Johna Lacke’a, że człowiek rodzi się jak tabula ras, czyli nie rodzi, a staje się człowiekiem pod wpływem naturalnie wielu czynników. Najwięcej oczywiście zależy od jednostki, ale wpływ na tworzenie człowieczeństwa w człowieku mają też okoliczności zewnętrzne. Według Jana Pawła II „człowiek tyle jest wart, ile może dać drugiemu człowiekowi.” Najlepiej, by dawał dobro i był człowiekiem przyzwoitym. Godność ludzką udawało się obronić nawet więźniom łagrów stalinowskich czy hitlerowskich obozów koncentracyjnych, jednak hitlerowscy czy stalinowscy zbrodniarze nie próbowali nawet podejmować wysiłku nad zmianą swego postępowania.

Joell E. Domsdale przypomniał też opinię Hanny Arendt odnoszącą się do ukrywającego się przed grożącą mu karą śmierci zbrodniarza hitlerowskiego Ericha Eichmanna, którego miejsce pobytu namierzył wywiad izraelski, dlatego był sądzony w Izraelu. Jej zdaniem nie był on potworem, a jedynie karierowiczem, zwykłym, bezmyślnym robotem wykonującym rozkazy, stał się potworem wskutek bezmyślności oraz społecznej obojętności na zło, która może być destrukcyjna. Wówczas zło ma możliwość rozprzestrzeniania się jej zdaniem jak grzyby czy bakterie i powodować tragedie.
Z omawianej książki wynika zatem, że zło nie jedno ma imię, że na powstanie nikczemności, rozbestwienia, sadyzmu, agresji, nienawiści, wykorzystywania łgarstwa, pomówień mają wpływ różne czynniki. Ich skala zależy również od możliwości duchowej człowieka. Mimo że więcej jest ludzi dobrych niż złych, to jednak zdarzają się mali, mierni, szczególnie niebezpieczni wśród polityków pragnących rozgłosu, którzy wykorzystują również małość dla panowania lub podboju. Krystyna Kersten przypomniała, że po 1945 r. „skromny lekarz zostawał dyrektorem szpitala, profesor gimnazjalny miał otwartą drogę do katedry uniwersyteckiej, woźny z elektrowni warszawskiej stawał na czele grupy operacyjnej”. Wówczas „w połowie 1946 r. liczba robotników wysuniętych na stanowiska przekroczyła 5,5 tys., spośród nich 800 zostało dyrektorami”. (E.Bendyk) Byli też wykorzystywani w milicji, ORMO czy UB.

Twórca omawianej książki pobudza więc do refleksji nad złożonością zła, wskazuje też na skutki nie tylko obojętności, łgarstwa propagandy, a także na bezprawie powodowane w systemach autorytarnych i totalitarnych tworzeniem prawa partyjnego. Podobne warunki mogą zmieniać normalnych ludzi w przestępców. Napisał dlatego, powołując się na Eurypidesa, który „skoncentrował się na ewolucji prawa. Bez prawa furie wywoływałyby nieskończoną spiralę zemsty i kary – spiralę z której jedyną drogą ucieczki byłaby śmierć wszystkich uczestników sporu. Istnienie prawa zmienia całą perspektywę. Społeczeństwo przyjmuje bezstronnego sędziego, narzucając warunki ugody lub kary.” Prawo zatem może i powinno służyć dobru człowieka i obywatela, a bywa wykorzystywane przez złych ludzi w podły sposób przeciwko innemu.

Z przytoczonych opinii wynika między innymi, że mimo wysiłków podejmowanych w czasie 80 lat od rozpoczęcia wielkiej wojny, a blisko 75 lat od jej zakończenia i ukarania jej organizatorów nie udało się urzeczywistnić idei: „niech prawo zawsze prawo znaczy, a sprawiedliwość sprawiedliwość”. Zapewne także dlatego, że większe dobro z większą przychodzi pracą, wymaga większego wysiłku, toteż książki podobne do opisywanej wciąż się pojawiają i w dalszym ciągu są na wagę złota.

 Jan Regulski